Mówi się, że studia są czasem, w którym wkraczamy w dorosłe życie, uczymy się samodzielności i odpowiedzialności. Mieszkamy sami, gotujemy sami, uczymy się na kolokwia, pilnujemy, by spać chociaż trzy godziny dziennie i zmieniać pościel raz na dwa, trzy, (góra!) cztery miesiące. Zjeżdżamy co drugi weekend pochwalić się piątką w indeksie i pokazać jak wymizernialiśmy przez tydzień wyczerpującej nauki. Myślicie: to jest prawdziwe życie dorosłego, potrafię być samodzielna/y, da się przyzwyczaić, jest znośnie, a nawet bardzo przyjemnie. Też tak myślałam, dopóki nie przekonałam się na własnej skórze, jak to jest. Prawdziwe życie zaczyna się wtedy kiedy musisz sam płacić rachunki mając na koncie nieco ponad tyle, by starczyło Ci na jedzenie. Prawdziwe życie boli najbardziej kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że mama nie pośle Ci w słoiku zupy, nie wypierze Ci rzeczy i nie pochwali na każdym kroku (bo zwyczajnie nie ma jej w 100% w Twoim życiu, gdy starasz się żyć na własną rękę). Prawdziwe życie dorosłego da Ci się we znaki, jeśli zaczniesz żyć za swoją wypłatę i zdasz sobie sprawę z tego, że surowa mina mamy przy pytaniu: mamo dasz mi 70zł na szminkę? była uzasadniona. Bycie dorosłym odczujesz stojąc w kolejce do kasy, gdy patrząc na wózek pełen produktów zorientujesz się, że to trzecie zakupy w tygodniu i prawdopodobnie nie zapłacisz mniej niż 100 złotych. Chcę się z Wami podzielić tym, co zrozumiałam decydując się na życie na własny rachunek. Post kieruję do osób, które tak jak ja studiowały dziennie, miały raczej niewymagające studia (dające się we znaki tylko podczas sesji, bardzo rzadko podczas zajęć) i były utrzymywane przez rodziców.
Kochani, oto subiektywna lista rzeczy, których możecie żałować po studiach. Naprawdę chciałabym móc przeczytać ten post pięć lat wcześniej. Mam nadzieję, że na nim skorzystacie.
1.Koła naukowe
Kiedy jesteś studentem, Twoim jedynym zmartwieniem jest nauka, a każdy weekend masz wolny, warto zainwestować w samorozwój i zapisać się do jakiegoś koła. Nie musi być stricte związane z kierunkiem Twoich studiów. Może interesujesz się bronią, a w każdy wtorek o 17.30 osoby z koła strzeleckiego spotykają się na strzelnicy, by jednocześnie doskonalić swoje umiejętności i przyjemnie spędzić czas? Dołącz do nich! W przyszłości chciałbyś pracować w radiu? Każda uczelnia ma swój własny radiowęzeł, zapytaj czy nie rekrutują. Pasjonuje Cię matematyka? W kole matematycznym czeka na Ciebie mnóstwo wyzwań, dzięki którym poszerzysz swoją wiedzę. Okres studiów jest czasem, w którym trzeba w siebie inwestować, a koła naukowe mogą wprowadzić Cię w tajniki zawodu. Co jeśli się okaże, że zapisałeś się do koła, ale uczestnictwo w nim nie przynosi Ci satysfakcji? Kolokwialnie pisząc: wypadasz i jedziesz dalej :) Dowiedziałeś się czegoś o sobie, powoli zarysowuje Ci się kierunek, w którym powinieneś podążać.
2. Staże, praktyki
Zazwyczaj staże i praktyki są bezpłatne, dlatego tak ważne jest, by zdobyć doświadczenie będąc jeszcze na utrzymaniu rodziców. Kiedy zaczniesz żyć na własny rachunek, na staże i praktyki za półdarmo będzie już prawdopodobnie za późno (chyba, że a) staż jest zdalny, b) masz się za co utrzymać). Pomyśl jak będzie wyglądało Twoje CV, gdy zawrzesz w nim praktyki w redakcji, kancelarii prawnej lub banku. W dzisiejszych czasach sam papier często nie wystarcza, więc dobrze mieć jakieś "potwierdzenie wartości".
P.S. Przypomniał mi się piękny, dający do myślenia film z Willem Smithem w roli głównej. "W pogoni za szczęściem" ukazuje sytuację, gdy człowiek stawia wszystko na jedną kartę. Dalej będzie spojler, więc jeśli z jakichś powodów nie widzieliście tego filmu, polecam najpierw obejrzeć.
Film jest oparty na faktach i kończy się happy endem i oczywiście zgadzam się z faktem, że czasem trzeba zaryzykować, ale z drugiej strony kto z nas chciałby się znaleźć w takiej sytuacji? Lepiej zainwestować w siebie teraz, by nie martwić się o przyszłość.
3. Praca dodatkowa
Kiedy jesteś studentem, możesz pozwolić sobie na śmieciową umowę zlecenie, ponieważ masz status studenta, a lata do emerytury i tak są naliczane. Zawsze odradzam ten rodzaj umowy, ale jeśli 60 godzin w miesiącu marnujesz na typowe "nicnierobienienicmisięniechce, proponuję podjąć pracę dodatkową. Zakładając, że przy zleceniu za godzinę wychodzi 10 zł, miałbyś dla siebie 600 złotych miesięcznie. Pomógłbyś swoim rodzicom, ponieważ nie musieliby Ci dawać np. na kosmetyki (Dziewczyny, wiecie jak jest...), a równocześnie miałbyś troszkę grosza dla siebie np. na wyjście do kina czy wystawę... no właśnie...
4. Wystawy, muzea, kino, teatr
Nawet nie wiecie jak żałuję, że nie korzystałam z tych wszystkich studenckich zniżek! Większość biletów za połowę ceny, ciekawe wystawy, spektakle, seanse, a jakby tego było mało, KKM za 47 złotych. Gorąco namawiam, by poszerzać swoje horyzonty i regularnie (chociaż dwa razy w miesiącu) odwiedzać muzea, chodzić do kina i uczestniczyć w spektaklach. Kultura powinna być stale obecna w naszym życiu, ale nie zawsze należy do rzeczy tanich, dlatego korzystajcie póki możecie.
Miłego popołudnia! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz