wtorek, 7 marca 2017

Rzeczy, których będziesz żałować po studiach

Nadszedł marzec, a wraz z nim zmienna aura (w myśl znanego powiedzonka: w marcu jak w garncu). W tramwaju wciąż słyszałam chorych, kichających ludzi i cieszyłam się, że w tej kwestii życie jest dla mnie łaskawe. Niestety zdrowiem nie nacieszyłam się zbyt długo, w związku z czym musiałam wziąć wolne. Mimo że już dawno chciałam poruszyć ten temat na blogu, nie potrafiłam zmobilizować się do roboty - być może przez lenistwo lub brak czasu w napiętym do granic możliwości grafiku... Dobra, to przez lenistwo.

Mówi się, że studia są czasem, w którym wkraczamy w dorosłe życie, uczymy się samodzielności i odpowiedzialności. Mieszkamy sami, gotujemy sami, uczymy się na kolokwia, pilnujemy, by spać chociaż trzy godziny dziennie i zmieniać pościel raz na dwa, trzy, (góra!) cztery miesiące. Zjeżdżamy co drugi weekend pochwalić się piątką w indeksie i pokazać jak wymizernialiśmy przez tydzień wyczerpującej nauki. Myślicie: to jest prawdziwe życie dorosłego, potrafię być samodzielna/y, da się przyzwyczaić, jest znośnie, a nawet bardzo przyjemnie. Też tak myślałam, dopóki nie przekonałam się na własnej skórze, jak to jest. Prawdziwe życie zaczyna się wtedy kiedy musisz sam płacić rachunki mając na koncie nieco ponad tyle, by starczyło Ci na jedzenie. Prawdziwe życie boli najbardziej kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że mama nie pośle Ci w słoiku zupy, nie wypierze Ci rzeczy i nie pochwali na każdym kroku (bo zwyczajnie nie ma jej w 100% w Twoim życiu, gdy starasz się żyć na własną rękę). Prawdziwe życie dorosłego da Ci się we znaki, jeśli zaczniesz żyć za swoją wypłatę i zdasz sobie sprawę z tego, że surowa mina mamy przy pytaniu: mamo dasz mi 70zł na szminkę? była uzasadniona. Bycie dorosłym odczujesz stojąc w kolejce do kasy, gdy patrząc na wózek pełen produktów zorientujesz się, że to trzecie zakupy w tygodniu i prawdopodobnie nie zapłacisz mniej niż 100 złotych. Chcę się z Wami podzielić tym, co zrozumiałam decydując się na życie na własny rachunek. Post kieruję do osób, które tak jak ja studiowały dziennie, miały raczej niewymagające studia (dające się we znaki tylko podczas sesji, bardzo rzadko podczas zajęć) i były utrzymywane przez rodziców.

Kochani, oto subiektywna lista rzeczy, których możecie żałować po studiach. Naprawdę chciałabym móc przeczytać ten post pięć lat wcześniej. Mam nadzieję, że na nim skorzystacie.


1.Koła naukowe


Kiedy jesteś studentem, Twoim jedynym zmartwieniem jest nauka, a każdy weekend masz wolny, warto zainwestować w samorozwój i zapisać się do jakiegoś koła. Nie musi być stricte związane z kierunkiem Twoich studiów. Może interesujesz się bronią, a w każdy wtorek o 17.30 osoby z koła strzeleckiego spotykają się na strzelnicy, by jednocześnie doskonalić swoje umiejętności i przyjemnie spędzić czas? Dołącz do nich! W przyszłości chciałbyś pracować w radiu? Każda uczelnia ma swój własny radiowęzeł, zapytaj czy nie rekrutują. Pasjonuje Cię matematyka? W kole matematycznym czeka na Ciebie mnóstwo wyzwań, dzięki którym poszerzysz swoją wiedzę. Okres studiów jest czasem, w którym trzeba w siebie inwestować, a koła naukowe mogą wprowadzić Cię w tajniki zawodu. Co jeśli się okaże, że zapisałeś się do koła, ale uczestnictwo w nim nie przynosi Ci satysfakcji? Kolokwialnie pisząc: wypadasz i jedziesz dalej :) Dowiedziałeś się czegoś o sobie, powoli zarysowuje Ci się kierunek, w którym powinieneś podążać.